TRYB JASNY/CIEMNY

Duchy Inisherin (2022) RECENZJA FILMU

Duet aktorski ze znakomitego In Bruges powraca. Colin Farrell i Brendan Gleeson ponownie stają przed kamerami, pod czujnym okiem Martina McDonagh, który zasiadł na stołku reżyserskim.

Pewnego dnia, grany przez Gleesona Colm decyduje się, pozornie bez przyczyny, zakończyć wieloletnią przyjaźn z Padraiciem – w tej roli Colin Farrell. Ten jednak nie rozumie i nie potrafi pogodzić się z jego decyzją i uporczywie próbuje zmienić jego zdanie. Duchy Inisherin jest jednym z tych filmów, które lubią "przyczepić" się do widza na jakiś czas. Jest filmem, który chodził za mną jeszcze kilka dni po seansie. Prowokuje on kontemplacje nad postawami i wyborami bohaterów. Myślę, że każdy z nas przynajmniej w jakimś stopniu może się z nimi identyfikować.

Zdając sobie sprawę z naszej śmiertelności i z tego, że nasz czas jest ograniczony stajemy przed pytaniem, jak spędzić to życie w jak najlepszy sposób, co powinno być priorytetem, jakich wyborów dokonywać i kosztem czego. Colm doszedł do wniosku, że najważniejsze jest zostawić coś po sobie, dlatego chce skoncentrować się na swojej muzyce, gdyż wierzy on, że pozostanie ona żywa na długo po jego odejściu. Ma to być jego spuścizna, która w jakiś sposób go unieśmiertelni. Uznaje on, że przyjaźń z prostolinijnym Padraicem stoi na przeszkodzie w zrealizowaniu jego wyższych celów. Widzi on ją jako ściągającą go w dół i trywialną. Dokonał więc wyboru wyeliminowania go ze swojego życia.

Z kolei Padraic symbolizuje postawę w której przyjaźń i zwykła, przyziemna codzienność są tym, co w życiu jest najważniejsze, gdyż zwykłe codzienne doświadczanie tu i teraz jest i tak jedynym co tak naprawdę mamy.

Każdy z bohterów symbolizuje jakiś zestaw zachowań i wartości, co sprawia, że można ten film interpretować na różne sposoby. Sama wyspa na której toczy się akcja może reprezentować choćby pracę, w której czujemy się wypaleni, związek, który stał się toksyczny, ale w którym tkwimy, choćby z przyzwyczajenia. Albo po prostu miejsce do życia w którym się dusimy i które nas ogranicza. Grana przez Kerry Condon Siobhan ma dość nie tylko ograniczonej mentalności mieszkańców i ich problemów, które sami sobie tworzą, ale też zdaje sobie sprawę z tego, że odmiana i wyrwanie się z marazmu uzależnione są od wykonania tego pierwszego kroku w nieznane. Dlatego też decyduje się opuścić wyspę i doświadczyć tego, co świat ma do zaoferowania.

Poza reżyserem i parą głównych aktorów nie ma ten film wiele wspólnego z In Bruges. Akcja toczy się powoli, kameralnie. Jesteśmy raczenie pięknymi kadrami, swoistą monotonią charakterystyczną dla życia małej społeczności, która do tego jest odizolowana od reszty świata. Nie brakuje tutaj czarnego humoru i nawet odrobiny makabry w drugiej połowie.

Co prawda filmografia Martina McDonagh zawiera pozycje, które stawiam wyżej, ale bądźmy szczerzy nie jest to żaden zarzut gdy mówimy o twórcy takich filmów, jak wspomniane wcześniej In Bruges czy Trzy Bilboardy za Ebbing, Missouri. Jest w tej historii dużo uniwersalnych tematów, co czyni ten film wyjątkowym, gdyż większość widzów odnajdzie w nim choćby cząstkę siebie.

Duchy Inisherin (2022)

Reż.: Martin McDonagh

Ocena: 8+

Komentarze

Wybrane dla Ciebie

instagram @pulpafikcji

Copyright © Pulpa Fikcji